A było to tak. Do niedawna mieliśmy w domu dwa koty. Jeden znaleziony - Mamrot, drugi "dostany" od naszego kochanego dziecka (pozdrawiamy!) - czyli Skierka, która miała być kotką, a okazała się kotem. Ale zupełnie niespodziewanie w naszym domu pojawił się trzeci kot, a właściwie kotka - otrzymała przydomek "przygarniętej" i imię Burka, po trosze dlatego, że rzeczywiście jest bura, po trosze zaś dlatego, że do naszego domu zawitała w przeddzień Barbórki. "Wielki Scenarzysta" kocich i ludzkich losów skrzyżował nasze (tzn. Burki i nasze właśnie) drogi w jednej z lecznic dla zwierząt, gdzie akurat nasza bokserka udała się na zdjęcie szwów po dość ciężkiej operacji. Z bokserką wszystko dobrze, ale w lecznicy, przy samych drzwiach stała klatka, a w niej siedziało niewielkie rozmiarami, ale olbrzymie smutkiem kocie nieszczęście, czyli Burka własnie, która wtedy oczywiście Burką jeszcze nie była. A na klatce karteczka: "Szukam nowego domu, może Ty mi go dasz...".
Chcecie to wierzcie, chcecie nie wierzcie, ale od pierwszej chwili kociczka wbiła w nas swoje kocie oczki i nie spuszczała z nas wzroku przez cały czas, jak tylko byliśmy w polu jej widzenia. Aż coś się robiło w środku, jak to kocię patrzyło z tej klatki. Krótki wywiad przeprowadzony wśród personelu wyjaśnił pochodzenie kotki, jako kota zupełnie ulicznego, znalezionego w stanie bardzo wystraszonym pod jednym z aut i przyniesionym do rzeczonej lecznicy. Kocię było pierwotnie wyziębione i wygłodniałe, ale temu personel lecznicy już zaradził i po zażegnaniu niebezpieczeństw zdrowotnych skupił się na poszukiwaniu dla kotki nowego, bezpiecznego domu.
Słabe mamy widać charaktery, bo ulegliśmy szybko.Ku uciesze personelu lecznicy, kociczka wróciła razem z nami (i naszą Nusią) do domu, to znaczy właściwie wróciliśmy my, bo ona do niego przybyła.
Rozpoczął się okres adaptacji i zapoznawania z domownikami, czyli pozostałym dwoma kotami... No, nie było łatwo i trochę to trwało, ale teraz już możemy powiedzieć na pewno, że nasza Burka znalazła swoje miejsce w naszym domu i jest chyba z tego powodu zadowolona.
A my, kiedy to już stało się oczywiste, postanowiliśmy uczcić ten fakt zrobieniem sobie serii czterech kocich obrazków, z popularnych i dostępnych w sklepach serwetek z kocimi postaciami.
Obrazki są zrobione tradycyjną techniką dekupażową na nabytych w sklepie gotowych podobraziach. Ich brzegi, aby wyglądały atrakcyjniej, zostały ozdobione pomarszczoną gazetą, utwardzoną i posrebrzoną następnie srebrolem. Efekt, jak na zdjęciach.
Chyba wyszła niezła "kocia czeredka"... W odróżnieniu od naszej Burki, nie wiemy jeszcze czy ktoś te kociaki przygarnie, czy zostaną u nas...
A na koniec tego wpisu też koci akcent, tyle że nie stworzony przez nas, a podpatrzony i uchwycony w obiektywie naszego aparatu. Oto Skierka (to to czarne) i Burka w - jak widać na załączonym obrazku - zupełnie niezłej komitywie.
Pozdrawiamy.
Dobre macie serduszka :) Pięknie wyszły te obrazki :) Ja teraz zaczęłam się uczyć decoupagu :)
OdpowiedzUsuńNo, i całkiem nieźle Ci idzie. Widzieliśmy... A za miłe słówka dzięki wielkie.
UsuńCudowne! Rozpływam się i z powodu Waszej nowej podopiecznej, i Waszego dobrego serducha pełnego miłości, i kocich obrazków :)) zazdroszczę Wam :)
OdpowiedzUsuńGratuluję nowego domownika ;)
OdpowiedzUsuńa obrazki śliczne ;)
mnie od jakiegoś czasu kuszą te serwetki i wiem, że jak już wpadną w moje ręce to wszystko będzie kocie ;)
Bardzo ładne obrazki.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam, Asia
Świetne obrazki! ale masz kocią rodzinkę.
OdpowiedzUsuńHistoria chwytająca za serce i na dodatek inspirująca twórczo.
OdpowiedzUsuńPogłaskanka i pomruczanki od mojego Miła.
Miłka oczywiście, z literą K w środku.
OdpowiedzUsuń