piątek, 10 maja 2013

Krzesłowe potyczki, czyli jak zostać prawie-tapicerem...


...oczywiście "prawie" - jak zwykle - robi wielką różnicę.

Wspominaliśmy ostatnio, a właściwie przedostatnio, że w ramach gruntownych przygotowań do majowych uroczystości rodzinnych podjęliśmy heroiczną decyzję o samodzielnej renowacji starych, znajdujących się w rodzinie od chyba połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku sześciu bardzo wygodnych i chyba całkiem niebrzydkich krzeseł. Dzisiaj nieco szerzej na ten temat.
Rzeczone krzesła to bardzo trwałe (jak się okazało i okazuje nadal) i solidnie wykonane meble. Zresztą zakupione zostały w komplecie z innymi meblami, stołem i kredensem, które także służą dzielnie mimo upływu tylu już lat. Krzesła jednak chyba poddawane są najbardziej wymagającej próbie codziennego użytkowania. Nic więc dziwnego, że klej stolarski nieco słabiej spaja już poszczególne ich elementy, a tapicerka tu i ówdzie po prostu się co nieco zużyła. Ponieważ jednak mebli żal było się pozbyć, postanowiliśmy je odnowić. A co... Wszak nie święci garnki lepią...

Nasz prowizoryczny tapicerski warsztat.

Ponieważ jednak do solidnego sklejenia krzeseł, tak aby wytrzymały kolejnych kilka... no powiedzmy skromnie ...naście lat, potrzebnych było co nieco specjalistycznych przyrządów w postaci specjalnych stolarskich ścisków, prace stricte stolarskie zleciliśmy naszemu znajomemu stolarzowi. My zaś zabraliśmy za tapicerkę. Zaopatrzywszy się uprzednio w solidny zapas tapicerskich zszywek.

Stara tapicerka po zdjęciu ich z krzeseł

Największym wyzwanie i niewiadomą było dla nas co zastaniemy po zdjęciu warstwy starego materiału i odsłonięciu wnętrza naszych szlachetnych mebli. Z wyrachowaniem zaczęliśmy od dobrania się do oparć krzeseł, albowiem w nich nie ma żadnych elementów typu sprężyny, druty, czy inne dziwne osiągnięcia myśli tapicerskiej, które przy próbie zdejmowania warstwy materiału mogłyby po prostu rozlecieć się po całej pracowni... W przypadku oparcia - takiego niebezpieczeństwa nie było.
Samo oparcie wykonane jest z dość twardej dykty wyprofilowanej w charakterystyczny sposób. Pomiędzy nią a materiałem znajdowała się warstwa czegoś w rodzaju wojłoku - niezbyt ładnie wyglądającej tkaniny, która stanowiła jakby wyściółkę oparcia. Na tę warstwę należało następnie położyć warstwę podkładu z tkaniny (jak podszewka) i dopiero to wszystko obciągnąć właściwym materiałem obiciowym.
Właśnie - materiał... Niestety kupno materiału okazało się nie lada wyzwaniem. Przed wyprawą do sklepu prowadziliśmy długie dyskusje o tym, jaki kolor, jaki deseń, jaki wzór...? Po czym wizyta w sklepach pozbawiła nas złudzeń. Obiciówka jest, ale raczej tylko w hurtowniach, rzadko kiedy bywa w normalnych, detalicznych sklepach, bo podobno się nie opłaca. Mimo wszystko trafiliśmy jednak całkiem niebrzydki (naszym zdaniem) materiał, który do naszych celów się dobrze nadawał, choć właściwie nie jest materiałem przeznaczonym do tapicerowania mebli.
Mocowanie właściwego obicia jest czynnością wymagającą najwięcej uwagi. Trzeba uważać, żeby pod spodem nic z podłożonych pod spodem warstw się nie przemieściło i nie pofałdowało, a także dokładnie naciągać materiał na konstrukcji mebla, żeby nie potworzyły się marszczenia. Jak wszystko jest w porządku - wystarczy przytrzymać odpowiednio silnie materiał i trach.... zszywaczem. Potem wygładzić, naciągnąć i znowu trach, znowu wygładzić naciągnąć i przystrzelić zszywką i tak dalej i tak dalej. Najlepiej to jednak robić w dwie osoby, jedna naciąga, przytrzymuje i uważa na całość, druga strzela zszywkami. Uwaga! Może rozboleć dłoń!!!

Oparcie naszego krzesła w nowej szacie.
Tu z przodu...

... a tutaj z tyłu

Z pierwszym oparciem bawiliśmy się dość długo, starając się zdobyć jak najwięcej doświadczenia. Drugie poszło już zdecydowanie sprawniej, trzecie bardzo przyzwoicie, a pozostałe, to już robiliśmy z marszu...
Kiedy oparcia mieliśmy już z tak zwanej głowy (właściwie nawet z dwóch głów) przyszła pora zabrać się za siedziska. Na początek musieliśmy rozstrzygnąć kwestię sposobu w jaki je obciągniemy nowym obiciem. Po długich dywagacjach i wnikliwych oględzinach siedzisk zarówno od góry, jak i od spodu, stwierdziliśmy, że rozbieranie ich i dobieranie się do ich wnętrza jest zbyt dużym ryzykiem i może skończyć się wyprawą do sklepu meblowego po nowe krzesła. A kiedy stwierdziliśmy, że nowy materiał bez trudu zmieści się na starym i nie utrudni obsadzenia siedziska w ramie krzesła - sprawa została przesądzona. Przyznajemy się bez bicia - poszliśmy na skróty, czy jak kto woli - na łatwiznę. Skrojenie kawałków odpowiednich dla obciągnięcia siedzisk było prostsze, niż w przypadku oparć. Korzystając z okazji - wymieniliśmy także materiał podszewkowy osłaniający spodnią część siedziska.

Mocowanie nowego obicia do siedziska

I nowa tkanina maskująca spód siedziska
Samo obciąganie siedzisk też szło zdecydowanie sprawniej, niż w przypadku oparć. Dokładnie naciągnięty materiał mocowany był zszywkami od spodniej strony do ramy krzesła, oczywiście także uważając, aby nigdzie nie potworzyły się zmarszczki czy fałdy. Odnowione siedziska, pomimo podwójnej warstwy obicia (nowe obicie zostało po prostu naciągnięte na stare) zmieściły się w ramach krzeseł bez specjalnego trudu. Nawet chyba ciaśniej były w nich osadzone, co mile nas zaskoczyło. Uff... najgorsze było za nami i efekt wydawał się nam bardzo satysfakcjonujący. Pozostawało jeszcze tylko wykończyć oparcia specjalną ozdobną taśmą, którą przymocowaliśmy na gorący klej... i mogliśmy z niekłamana dumą ogłosić nasze zwycięstwo w tej pierwszej w naszych lamusikowych dziejach potyczce z tapicerką. No, może z tą łatwiejszą częścią sztuki tapicerskiej, ale zawsze.

A oto efekt naszych wysiłków.
To znaczy trzy z sześciu efektów.
Uff. Łatwo nie było, ale satysfakcja jest.
A swoją drogą. Kiedyś to były meble...

7 komentarzy:

  1. Pięknie Wam wyszły :) Muszę pomyśleć nad tymi moimi krzesłami.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest dosłownie szał! Wyszło super, materiał idealnie pasuje do tych krzeseł. Materiał tapicerski to jeszcze ewentualnie można na allegro zamowić, to tak na przyszlośc. Bo świetnie Wam wyszła ta sztuka! Robi wrażenie i efekt i ilość pracy. Stare krzesla są super, trwałe z duszą i charakterem!

    OdpowiedzUsuń
  3. Krzesła prezentują się świetnie. Warto było się trudzić.

    OdpowiedzUsuń
  4. No to się napracowaliście, ale efekt jest świetny :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam bardzo podobne, jeśli nie takie same krzesła na działce i chyba czeka mnie podobna praca;) Tylko w moich chyba i sprężyny są w nie najlepszym stanie, niestety. W domowych , ikeowskich zmieniam pokrycie na siedzisku dwa razy do roku, ale w nich to prościzna. Kawał roboty wykonaliście, ale efekt profesjonalny:)
    Miłej niedzieli:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Doskonała robota tapicerska - gratuluję:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Profesjonalna robota!Zazdroszczę samozaparcia.A materiał bardzo ciekawy.

    OdpowiedzUsuń