sobota, 6 października 2012

Pierrot

Nie tak dawno pisaliśmy i prezentowaliśmy Plastusia i jego piórnikowe mieszaknie. Pozostaniemy jeszcze w klimatach nie całkiem realnych postaci, które przywołują wspomnienia naszego dzieciństwa. Pierrot... Wiecznie smutna, wiecznie zakochana postać wywodząca się z włoskiej comedia dell'arte. W inscenizacjach występował jako mim, o wyrazistej symbolice - idealnie biała twarz (podobno pobielona mąką) biały strój w czarne grochy lub z czarnymi guzikami, duże, wyraziste oczy z wielką czarną łzą. Postać smutna i romantyczna zarazem, często występująca z gitarą lub mandoliną. W czasach, kiedy w sklepach z zabawkami królowały najróżniejsze lale, lalki i laleczki, Pierrot zajmował wśród nich poczesne miejsce. Do dziś pamiętam wielkie wystawowe okno, za którym siedział sporych rozmiarów Pierrot w towarzystwie Arlekina (to dwie rózne postacie) i przepięknej Colombiny.
Dlatego kiedy postanowiliśmy wreszcie spróbować swych sił także w zrobieniu najprawdziwszych lalek pierwszym pomysłem był oczywiście Pierrot. Lalki zresztą chodziły nam po głowie od dawna, podczas wizyt w empikach i księgarniach, wertowaliśmy wydawnictwa w których znaleźć można wykroje, wzory, opisy. W jednym z nich (Soft Dolls) trafiliśmy na łudząco podobną do naszego wymarzonego Pierrota lalkę o nazwie Pulcinella. Postanowiliśmy skorzystać z zawartych tam wykrojów i wzorów i wreszcie urzeczywistnić nasze Pierrotowe zamiary.

Magazyn "Soft Dolls"...

... i Pulcinella, która była inspiracją dla naszego Pierrota

Największym wyzwaniem było oczywiście zrobienie głowy. i wymodelowanie rysów twarzy. Po długim eksperymentowaniu zdecydowaliśmy się na papier maché. Dla tych, którzy zdecydują sie na eksperymenty z tym tworzywem, uprzedzamy, że kluczowy jest rodzaj użytego do wykonania masy papieru. Najlepszy jest papier gazetowy, powinien być dość nasiąkliwy, ale jednocześnie nie - nazwijmy to - ligninowaty. Nie nadaje się do tego celu większość współczesnych papierów toaletowych, w których papieru jest jak na lekarstwo. Jeżeli już to papier toaletowy, ale taki tradycyjny, szary, najtańszy... Zresztą przepisy na wykonanie różnych rodzajów masy papierowej bez trudu można odnaleźć w internecie.
Po wielu próbach udało się wreszcie stworzyć twarz naszego Pierrota, która po wyschnięciu okazała się na tyle twarda, że nadawała się do wykorzystania jej w lalce, jednocześnie zaś na tyle plastyczna, że jest delikatna w dotyku i nie wywołuje wrażenia nienaturalnej sztywności czy twardości.
Reszta była zdecydowanie łatwiejsza... Korpus lalki został uszyty z materiału, według zawartych w piśmie wykrojów i wypchany wypełniaczem ze starej poduszki. Ubranie zostało uszyte osobno i lalka została w nie po prostu ubrana. Buciki wykonaliśmy z kawałków czarnego filcu, a całość zwieńczyła czarna czapeczka z białymi guziczkami i piórkiem :-) Ostateczny wygląd nadało naszej lalce wykończenie polegające na pomalowaniu twarzy w odpowiednie kolory, które nadały jej charakterystycznego, pierrotowego wyglądu.
Ostatnim etapem pracy było wykonanie gitary, która została wycięta z grubej płyty mdf. Po wycięciu odpowiedniego kształtu gitara została przyciemniona bejcą do drewna a następnie w odpowiednie kolory pomalowano pudło rezonansowe i jego otwór, oraz gryf i znajdujące się na nim progi. Struny to po prostu cienka żyłka przeciągnięta nad gryfem, tak jak w prawdziwej gitarze.
Na koniec nasz Pierrot został przystrojony w czarną kryzę i to była "kropka nad i".
Uff... Nie było lekko, ale chyba się opłaciło. Oceńcie sami...

A oto i nasz Pierrot w całej okazałości.

Z nieco innej perspektywy.

Pierrot stojący z gitarą przy nodze.

Wiecznie smutny, romantyczny,
nieszczęśliwy...

... zawsze z wielką, czarną łzą spływającą z oka...

... wygrywa na swojej gitarze smutne serenady.

To nie była łatwa praca. Ale dała nam naprawdę wiele satysfakcji. Już kiełkuje w nas zamiar dodania samotnemu Pierrotowi jakiegoś towarzystwa.
A na razie jako, że przy tej lalce igła z nitką się natańcowały, oj natańcowały niemało, zgłaszamy naszego Pierrota na szufladowe wyzwanie "Tańcowała igła z nitką" (tutaj link).


11 komentarzy:

  1. Ten Pierrot z gazety przy Waszym to może się schować! :) Wyobrażam sobie ile pracy kosztowało jego wykonanie, bo jest niepowtarzalny, świetnie wykonany, dopracowany w szczegółach (gitarka jest nie do przebicia). Gratuluję po stokroć takiej pracy! I przy okazji jest dla mnie inspiracją do wzięcia się za coś z paper mache :)I pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cath, dziękujemy za tak miłe słowa. To ogromna satysfakcja i przy niej nie liczą się ani nakład pracy, ani poświęcony czas... Dziękujemy, a w eksperymentach z paper mache życzymy powodzenia. Pochwal się na blogu koniecznie. Pozdrowienia :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę śliczny. Nie potrafię wyobrazić sobie siebie robiącą Pierrota - zajęłoby mi to chyba całe życie ;p
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dodatkowo zapraszam na mojego bloga po coś miłego - mam dla Ciebie wyróżnienie: http://lavenderandrosestories.blogspot.com/2012/10/miao-byc-sobotnie-popoudnie-jest.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiemy, już wiemy, dziękujemy pięknie. Zaraz pochwalimy się na blogu :-)

      Usuń
  5. genialny
    dziękujemy za udział w Szufladowej zabawie

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękna praca!To musiało być pracochłonne!Rezultat znakomity.Czekam na kolejne super pomysły!Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa. No... trochę zachodu było, ale naprawdę warto było :-) My również pozdrawiamy :-)

      Usuń
  7. zgadzam się z umbrellą, praca jest przepiękna! :) pierrot jest dopracowany w każdym calu, i naprawdę, efekt końcowy był warty zachodu :) pozdrawiam cieplutko! :)

    OdpowiedzUsuń