niedziela, 24 listopada 2013

Kielichowy lampion

Miałam się wziąć za bombki, wszak do Świąt coraz bliżej, ale po trudach niemal zegarmistrzowskiej dłubaninki przy moich miniaturkach, chciałam złapać trochę oddechu, przy starym dobrym dekupażu.
Dawno, dawno temu (na pewno dobrych parę lat) dostałam w prezencie z jakiejś okazji piękny, szklany kielich, niezwykły o tyle, że bardzo duży. Wysoki na pół metra, a piętnaście centymetrów w średnicy. Szklana czasza, na długiej nodze zakończonej okrągłą stopką. Szkło surowe, nie ozdobione, nie barwione. Prezent piękny, okazały i oryginalny, ale z wymyśleniem mu jakiejś funkcji użytkowej nie szło najlepiej. Na wazon się specjalnie nie nadawał, chyba, że na bardzo krótkie kwiatki, do tego, aby używać go zgodnie z przeznaczeniem, czyli do wychylania zeń wykwintnych trunków nieco zbyt pojemny chyba... Przeleżało więc owo szklane cudo do teraz, kiedy to przypomniałam sobie o nim. A przypomniałam sobie, kiedy w czasie zakupów (w sklepie "Urokliwisko Gohy") zobaczyłam ryżowy papier z postaciami Aniołów. Spojrzałam na ten papier i... wierzcie lub nie... od razu wiedziałam, że ten papier musi być na ten kielich.
Pomysł mi się tak spodobał, że do pracy zabrałam się niemal natychmiast. Dlatego, nie mam niestety zdjęć kielicha w stanie, że tak powiem surowym. Sama praca nie była zbyt skomplikowana. Papier ryżowy ozdobił czaszę kielicha i jego okrągłą, szklaną stopę. Uzupełniony został złoceniami, oraz złotą konturówką.  Całość następnie została polakierowana, zgodnie z zasadami sztuki dekupażowej. W ten oto sposób zwyczajny, choć wyjątkowy rozmiarami szklany kielich rozpoczął nowe życie jako chyba oryginalny lampion. Papier ryżowy podświetlony od wewnątrz światłem płonącej świecy jawi się w zupełnie nowym świetle, ujawniając swoją wewnętrzną, niewidoczną normalnie fakturę. Tyle słów. Czas na zdjęcia.

Oto kielich po metamorfozie

Tutaj w całej swojej okazałości,
żeby nie powiedzieć, że od stóp do głów

Czasza kielichowego lampionu z drugiej strony

Tak wygląda górna część czaszy...

... a tak stopa lampionu

Kielichowy lampion w akcji

Zdjęcie nie w pełni oddaje efekt

Podświetlony ryżowy papier jawi się
w zupełnie nowym, nomen omen, świetle

Napiszę nieskromnie, że z efektu tej pracy jestem wyjątkowo zadowolona. Kielich wygląda naprawdę efektownie, a w roli lampionu sprawdza się niesamowicie.
No a teraz to już na pewno siadam do bombek. Chociaż jakoś w tym roku, niespecjalnie mi się chce. 

sobota, 23 listopada 2013

Mini fotel w mini domku

Czarownicowy domek wzbogacił się o nowy mebel. Moja Czarownica "dorobiła się" (moimi rękami...) nowego fotela. Dotychczas w jej pokoju stał jedynie bujany fotel, taki z giętego drewna, na biegunach, z siedziskiem i oparciem z plecionki. Teraz postanowiłam podarować mojej Babie Jadze głęboki, miękki, zachęcający do słodkiego nicnierobienia, albo długiej lektury fotel. Idealny na długie, zimowe wieczory.


Moja Czarownica w swoim nowym fotelu.
Jak widać na załączonym obrazku, Czarownicy nowy mebel chyba przypadł do gustu. Co prawda sam fotel na tym zdjęciu nie jest specjalnie widoczny, ale oczywiście zaraz Wam go pokażę bliżej. Ale, po kolei...

Fotel został wykonany z balsy, z której wycięte zostały odpowiednie profile boków, siedziska, oparcia i spodu fotela. Elementy tapicerskie, czyli miękkie części fotela zrobiłam z tapicerskiego wypełniacza (podarowany przez "życzliwą duszę" - dziękuje!). Z prawdziwej skóry (kurtka z SH) wykroiłam obicia i okleiłam nimi wypełnienie i drewniane elementy fotela łącząc wszystko w jedną całość. Do pełni efektu brakowało jeszcze pikowania w oparciu fotela... Wykonałam je używając do tego celu... przezroczystej jubilerskiej żyłki. I tak powstał ów, może niezbyt okazały (wymiarowo), ale moim zdaniem - całkiem efektowny - miniaturowy fotelik. Teraz, klika zdjęć...


Początek drogi... Przygotowanie elementów, materiałów
i... czegoś na wzór do pracy.

Wykonywanie pikowania w oparciu fotelika.

A oto i gotowy efekt mojej pracy.
Nieprawdaż, że to rasowy "leniwiec"?

Fotelik ma wyjmowaną poduchę...

... i nóżki wykonane z drewnianych koralików.

Gotowy fotel powędrował do wnętrza Czarownicowego Domku.
Widoczne na zdjęciu lustro wykonałam z... kawałka płyty CD.

Zanim jednak Czarownica pozwoliła wstawić fotel,
musiała go sama wypróbować.

Moja Czarownica nie będzie się już nudzić przez długie zimowe wieczory.
Teraz krótka przerwa w miniaturowych wariacjach, czas na bożonarodzeniowy "program obowiązkowy" czyli świąteczne bombki. Ale po nich na pewno wrócę do miniaturowego świata.